W wiadomościach usłyszałem o "wspieraniu" rolnictwa poprzez otwarcie linii kredytowych na tzw. małe przetwórstwo.

 Kamieniem młyńskim u szyi polskiego rolnictwa jest brak sprzedaży bezpośredniej produktów przetworzonych  w małej skali, co wiąże się z monopolem na skup surowców rolnych.

Ten dział jest w rękach dużych inwestorów z dominantą kapitału obcego. Pozwala to na dowolną eksploatację polskich rolników poprzez manipulacje cenami skupu.
 
I refleksje dotyczące prowadzonej polityki w tym zakresie.
Otóż otwarcie linii kredytowych jest medialnym oszustwem - mydleniem oczu miejskiej części społeczeństwa w odniesieniu do rzekomej pieczy nad rolnictwem.
 
Jakie mam zastrzeżenia?
 
- obecnie potrzeba utworzenia sieci takich punktów przetwórczych "obsługujących" lokalne środowiska. Tymczasem zazwyczaj brak jest ludzi z taką inicjatywą w środowiskach najbardziej potrzebujących takich inicjatyw.
- właśnie w tych "zapuszczonych terenach" brak jest możliwości analiz opłacalności, warunków itp. To nie jest tak, że wszyscy to wiedzą.
- dochodzi czynnik ryzyka. Owszem, jest kredyt, ale trzeba zorganizować firmę, która MUSI  zacząć działalność i zacząć spłacać kredyt. Zwłaszcza w rolnictwie te procesy są długie. A ryzyko (zabezpieczenie kredytu) to własny stan posiadania. Mało kto zaryzykuje.
 
Wniosek jest taki, że to "państwo" powinno tworzyć biznes plany takich zamierzeń dla danego terenu i wręcz poszukiwać - najlepiej wspólnie z miejscowymi rolnikami, którzy mogą wskazać tego, kto najlepiej rokuje - realizatorów zamierzeń.
Tylko tą droga proces może przyspieszyć. Inaczej może zaistnieć tyle, że nie będzie już polskiego rolnictwa.
Sprawa finansowania, spłat kredytu itd. to kwestia wymagająca specjalnych uregulowań.