Zostałem wyciągnięty, jak dżdżownica na ryby, do teatru. Znaczy - do teatru "Kwadrat" (dawne kino "Bajka"), na komedyjkę "Kłamstewka".

 

Kiedyś bym napisał, że mój stosunek do teatru jest ambiwalentny. Teraz dość jednoznaczny - to dlatego czułem się jak dżdżownica wyciągnięta na ryby.

Skąd takie stanowisko?

To z uwagi na rolę tego typu sztuki w życiu społecznym. Dawniej, przy ograniczonym dostępie do informacji i form opisu rzeczywistości - komedianctwo było istotną formą przekazu różnych , ważnych treści. Można powiedzieć, że było "nauczaniem społecznym". Z czasem stało się też awangardą przemian obyczajowych związanych z burzeniem zakonserwowanych norm ujawniając często ich hipokryzję.

Do tego momentu można uznać tę formę przekazu za społecznie pozytywną. Z czasem doszedł element wielokulturowego relatywizmu, co już zaczęło burzyć porządek.

Kino zwiększyło siłę oddziaływania znacznie bogatszą gamą możliwości sugestywnego przekazu. Jednak możliwości techniczne umożliwiły budowanie takich form, gdzie brak rozróżnienia między realnością (możliwe sytuacje w świecie realnym), a pokazywanym obrazem. 

Uważam, że, po uświadomieniu sobie tej możliwości, utracony został podstawowy kiedyś walor tego rodzaju przekazu - zarówno teatr, jak i film przestały uczyć, a stały się li tylko rozrywką. Pytanie, które sobie każdy powinien sam sobie zadać - czy jest się chętnym odbiorcą biernym, czy też raczej woli czynną rozrywkę?

Przekładając to na prostsze pytanie - czy wolisz spacer po parku, czy  wirtualne uczestnictwo w zdobywaniu Mont  Everestu?

 

Oczywiście, porównania tego typu można poszerzać o inne dziedziny. Ale zawsze mamy do wyboru - czy podziwiać wspaniałą grę Igi Świątek, czy samemu, nieudolnie, pomachać rakietą tenisową. Szczerze powiedziawszy - zawsze wolałem robić coś sam. Moje zainteresowania umiejętnościami innych sprowadzają się do oceny etapu ich rozwoju. Stąd bywam na występach wnuczek i zachwycam się ich stukaniem w klawiaturę, ale od profesjonalnych wykonawców oczekuję kunsztu pozwalającego na taką interpretację, która pozwala na tworzenie wyobrażeń.

 

Wracając do wspomnianego przedstawienia. Na pewno przekaz komedyjki ma bardzo ograniczony zakres, a jedyne co mogło wzbudzić zainteresowanie, to gra aktorska. I tu, bez nadmiaru zachwytu, przyglądając się poszczególnym scenom, kiedy to aktorzy z wielkim trudem (a i to nie zawsze) powstrzymywali się od śmiechu nad poszczególnymi frazami, mogę powiedzieć, że była to jakaś forma rozrywki. Niewiele z tego przekazu  wyniosłem, ale przynajmniej w miarę wesoło spędziłem czas. Spędziłem, bo przecież nie wykorzystałem.

Zatem - polecam na letnią nudę .

Co jeszcze?

Równie ciekawa była dla mnie obserwacja biernych uczestników spektaklu. Zwłaszcza w przerwie, gdzie można było zaobserwować całą galerię podejść do "sztuki"; byli tacy, którzy traktowali tę sztukę przez duże "S", było obnoszenie się z własną osobowością bycia "w towarzystwie", ale też poszukiwania kontaktu. Dla mnie - równie ciekawe, co samo przedstawienie.