Jak długo powinniśmy pracować? Najpierw należałoby odpowiedzieć, czym jest praca. Czy możliwe jest życie bez pracy? Czy pracujemy po to aby otrzymywać emeryturę?







Wydaje się, że kwestia wymaga kilku wyjaśnień. Przede wszystkim - trzeba określić czym jest praca. I tu jest wiele problemów, bo czy pracą jest np. "grzebanie w ogródku"? Dla ogrodnika - jest to praca, dla "miastowego" przyjemność i to na łonie natury. A co z politykami - czy też powinno się ich eliminować z życia publicznego po przekroczeniu wieku emerytalnego? Przecież polityka to ich życie. Może zatem byłoby właściwe, by po osiągnięciu wieku emerytalnego otrzymywali za swą działalność wyłącznie emeryturę i to stałą, równą średniej krajowej? 

Co zatem przesądza o nazwaniu jakichś czynności pracą, a tej samej czynności w innych okolicznościach - przyjemnością? 

Znaczna część społeczeństwa chciałaby zajmować się kultywowaniem swoich zainteresowań ale tak, by otrzymywać za to pieniądze pozwalające na godne życie. I oczywiście zainteresowania większości polegają na "nic nie robieniu".

Z kolei "praca" to przecież oddanie do dyspozycji społeczeństwa (?) własnej aktywności przez część dnia (na ogół). Czyli jesteśmy jak koń w zaprzęgu, czy też niewolnik. Niektórzy są do tego tak wdrożeni, że nie widzą innej możliwości życia - żyją po to by "być na służbie". Dla takich emerytura jest karą.





Funkcjonowanie społeczeństwa wymaga sprawnego działania różnego rodzaju instytucji, które zajmują się zaspokajaniem potrzeb rozwojowych ludzi żyjących we wspólnocie. Zazwyczaj potrzeba niezbyt wielu uczestników utrzymujących sprawne funkcjonowanie machiny - cała reszta to już albo dążenie do dołączenia, albo wymuszanie uczestnictwa przez państwo (albo innych - inne instytucje). Każda władza (władza  ma naturę hierarchiczną) dąży do kontroli wszystkich podległych sobie ludzi i włączeniu ich w tryby maszynerii społecznej aż do pełnej, totalnej kontroli wszystkich i wszystkiego.

W takim rozumieniu społecznych zależności wysłanie kogoś na emeryturę jest równoznaczne ze zwolnieniem go z świadczenia obowiązku służby. Emerytura to świadczenie na rzecz nieprzydatnego już elementu struktury i zatem jest niepotrzebnym wydatkiem; jaki jest sens utrzymywania nieprzydatnego, zużytego elementu?





Czy możliwe jest inne spojrzenie na tę kwestię? Tylko wtedy, gdy odrzucimy wskazany system zależności wynikający z władzy organizującej życie społeczne wg swoich , totalnych celów.

Tyle, że w takiej sytuacji emerytura byłaby świadczeniem jedynie dla tych, którzy byliby delegowani przez społeczeństwo do pełnienia koniecznych zadań umożliwiających funkcjonowanie mechanizmu. Cała reszta miałaby "prawo do życia wg własnych upodobań", a gdzie można by mówić o rencie społecznej należącej się każdemu - ale nie w określonej wysokości, ale takiej jaka jest możliwa do przekazania w danych okolicznościach, warunkach i stanie organizacyjnym.




Być  może jest to mało czytelne, ale w znacznym stopniu tak funkcjonuje polskie społeczeństwo,  ale zauważalne są zakusy władzy by ograniczyć zakres wyboru sposobu życia.


A w odniesieniu do pytania referendalnego: na pewno podwyższona granica wiekowa stwarza możliwość większego zniewolenia.

Do jakiego wieku zatem powinniśmy pracować? Mam wątpliwości, czy jest to właściwe pytanie, gdyż już samo jego postawienie zakłada akceptację niewolnictwa społecznego.

Jak sprawę rozwiązać? To już odrębna sprawa wymagająca przemiany mentalności.